Przeskocz do treści Przeskocz do menu

W Krzczonowskim Parku Krajobrazowym zakwitły polne grusze.

 

„Ziemia oddycha … wiosną, nabrzmiałe życiodajnym sokiem pola wznoszą swą szeroką pierś wraz z pieśnią skowronka – ku niebu; latem zaś, obciążone ziarnem łany, rozdzwonione świerszczami i przepiórczym gdakaniem, opadną łagodnie na pokosy.

Owym oddechom naszej ziemi przygląda się w zachwycie samotna, polna grusza. Zasłuchana w tym śpiewie i w jęczmiennych szelestach, stoi skromnie na grzywiastej miedzy; szczodrze rozdziela swój cień spoconym czołom żniwiarzy oraz gęstwiną sztywnych gałązek troskliwie otacza srocze gniazdo. A kiedy rozbłysną nagością świeże skiby, rumieniąc się cała, obdarzy nas swymi ulęgałkami. Wierna polska grusza … to ona osłaniała plecy Czachowskiego w jego ostatniej powstańczej walce.” – pisał Piewca Przyrody prof. Janusz Janecki w swoim eseju „Polna grusza”.

            Polne grusze już w kwietniu przystrajają się w białe suknie. Jeszcze dobrze oziminy nie zazieleniły się a grusza już się stroi. Na tle tychże ozimin, a jeszcze bardziej na tle zaoranych czy zasianych szarych pól, grusza wygląda szczególnie pięknie. Jest nie tylko kontrastową białą plamą na tle wiosennych szarości i nieśmiałej zieleni, ale i oznaką budzącego się życia. I to w obfitości, bowiem kiedy grusza okryje się mrowiem białych kwiatów wydaje się, z daleka, że nie ma miejsca na całym drzewie, w którym by ich nie było. Zalotnie wygląda wówczas polna grusza niczym samce ptaków wdziewające na okres godowy swoje najpiękniejsze upierzenia. I urok ten działa nie tylko na wrażliwych ludzi, fotografów, miłośników przyrody. Choć nie jest drzewem specjalnie miododajnym (kwiat gruszy nie jest tak obfitym pożytkiem jak kwitnące w maju rzepaki), to jednak z uwagi na fakt, że kwitnie jako pierwsza, chętnie lecą do niej wiosenne, ospałe nieco pszczoły. Tak te, które wyleciały z ula, jak i ich dzikie kuzynki. Ślubna biel gruszy przyciąga do niej i ptaki. Co prawda zapewne bardziej dla nich atrakcyjny jest jej wzrost i mocne gałęzie, niż biała suknia, ale jednak … Z czubka rosnącej na miedzy gruszy roztacza się doskonały widok na okoliczne pola. Wiedzą o tym dobrze myszołowy, które godzinami mogą przesiadywać na jej wierzchołku i nic nie jest w stanie ich poruszyć (no chyba, że mysz). Wiedzą o tym Zorra pól naszych, ten mniejszy i pospolitszy – gąsiorek, i ten większy, acz rzadszy – srokosz, które również czatują na niej na swoje ofiary (w zależności od wielkości bądź to owady, bądź gryzonie czy ptaki). W zupełnie innym celu wykorzystują gruszę te gatunki, które nie polują aktywnie a są raczej dość konsekwentnymi wegetarianami. A mowa tu o trznadlach. Największy z nich – potrzeszcz – woli co prawda wyśpiewywać „na drutach”, ale jeśli nie ma w okolicy linii elektrycznej z lubością siada na gruszy i wywodzi z jej wierzchołka swoją nieskomplikowaną, trzeszczącą pieśń. U najpospolitszego z trznadli – żółtobrzuchego – pieśń jest już nieco bardziej skomplikowana, podobnie jak i upierzenie. A już pieśnią najrzadszego z nich – ortolana – o pięknej zielonej „maseczce” na głowie – inspirował się sam Beethoven. Zresztą jak wieść gmina niesie do dziś nie zapłacił mu tantiemów za „zerżniętą” z jego pieśni „V Symfonię”. Niekiedy usiądzie na gruszy inny polny żółtobrzuch – pliszka siwa. Mocne gałęzie dzikich grusz, dodatkowo zbrojne w kolce skutecznie ochraniają gniazda, nie tylko sroki (o której wspominał już prof. Janecki), ale i innych ptaków nawet tak wielkich jak myszołowy.

            Ale grusza to nie tylko piękno i nie tylko punkt „obserwacyjno-łowiecko-śpiewaczy” to także bardzo konkretne pożytki. Mają one kształt maleńkich, cierpkich nieco owocków zwanych ulęgałkami (bo muszą się uleżeć by nabrały prawdziwego smaku). Jak znaczne to pożytki możemy przeczytać już … w „Ogniem i Mieczem”, bo wszak, jak pamiętamy, 50 lat procesowała się rodzina Rzędziana z Jaworskimi o te gruszki, co spadają trzęsione z gruszy rosnącej na miedzy. A i nie wiemy do końca, czy istotnie udało się Rzędzianowi puścić Jaworskich z torbami. Pewnie jednak wielu z nas pamięta z dzieciństwa smak babcinych, ususzonych w duchówce ulęgałek. Objada się nimi też wszelkie ptactwo niebieskie tak miejscowe, jak i będące u nas na gościnnych, zimowych występach (bo niekiedy zjadają gruszki i jemiołuszki). A kwiczoły wręcz lubują się w zimowych witaminach. Również i gryzoniom zdarza się gromadzić zimowe zapasy w postaci gruszkowych pestek.

            Z wiekiem, grusza niczym wino, zyskuje tylko na wartości. Mocne to drzewo, głęboko osadzone palowym korzeniem w podłożu, praktycznie niemożliwe jest „do pokonania” przez wiatry czy inne kataklizmy. Jeśli nie zniszczy jej człowiek dożywa 200 lat i więcej. Ale z wiekiem, jak to bywa, pojawiają się pewne braki. Jednak braki u gruszki, odwrotnie niż u ludzi, sprawiają, że jest ona jeszcze bardziej … atrakcyjna. Bo w takich właśnie gruszkowych brakach (wypróchniałych dziuplach i szczelinach) osiedlają się niekiedy nietoperze, ptaki albo owady. Zatem do samego swego końca gruszka służy innym.

Spoglądając w piękne, pogodne, ostatnie dni kwietnia ma kwitnące na miedzach grusze w krajobrazie Krzczonowskiego Parku Krajobrazowego (czy w każdym innym miejscu na Lubelszczyźnie i nie tylko – oby tych miejsc było jak najwięcej) wspomnijmy te wszystkie przymioty gruszki, podziwiajmy jej urodę i – jak pisał prof. Janecki - „Nie zamieniajmy jej brunatnych, szorstkich ramion w zagrzybione, sękate kikuty. Kiedy pozostanie zdrowa i kształtna, z wdzięcznością rozświetli nam szare, pozimowe krajobrazy ogromnym bukietem białych, pachnących kwiatów.”

 Tekst i zdjęcia: Krzysztof Wojciechowski, Biuro ZLPK