Buczyna wiosną usłana jest dukatami, które skrzą się żywym złotem. Natura szczodrze wymościła nimi przestrzeń między drzewami jeszcze jesienią i nawet przytłaczający śnieg i dotkliwy mróz (jeśliby się takie trafiły) nie zmusiłyby ich aby straciły cokolwiek ze swego blasku. Idąc, człowiek depcze po tym szeleszczącym złocie i nawet nie zdaje sobie sprawy z jego wartości. Czasem nawet z pogarda wydmie usta mówiąc: „I cóż to takiego? Normalne liście, które rozlecą się od wilgoci i zgniją”. Ale to właśnie jest najcenniejsze, bardziej wartościowe niż złoto. Bo rozpadające się liście dają nowe życie, sprawiają, że rosną tu dorodne, mocne buki. Złoto tego nie potrafi.
Buczyna wiosną jest naga. Buki nie są tak pruderyjne jak sosny, które stale okrywają nagość swej kory, kolorem podobnej do skóry, suknią wiecznie zielonych gałązek. Nie są też jak świerki, szczelnie opatulone niczym mniszki, od szyi po stopy „habitem” gęsto tkanym z igliwia. Nawet dęby, choć mniej wstydliwe, starają się jakby listkiem figowym, okryć swą wiosenną nagość zeszłorocznymi liśćmi. Buki są rzekłbym nieco bezwstydne. Zupełnie bez krępacji wystawiają nagość swoich stalowych pni na pierwsze promienie wiosennego słońca. Są niczym urodziwe kobiety, pewne swej wartości i piękne. I nie wstydzą się tego piękna. Bo też drzewo takie jak buk nie ma się czego powstydzić. Na żyznym lessie Skierbieszowskiego Parku Krajobrazowego rosną najbardziej dorodne ich okazy. Ich mocne pnie są owocem jakby ręcznej kowalskiej roboty. Nie ułomkiem musiałby być ten, kto wykułby pień 100-letniego buka, który błyszczy w słońcu niczym stalowy walec. Pień ów wczepiony jest siecią korzeni w urodzajny less, jak gdyby wiedział, że to jest właśnie jego miejsce na ziemi. A przekonany jestem, że jego mocne korzenie sięgają głębiej i poprzez gliniastą warstwę lessu wrastają w kredową opokę. Tak jakby drzewo wiedziało, że aby być trwałym, trzeba, niczym biblijny dom, na skale być posadowionym. Ale popatrzmy wyżej. Bukowe gałązki to też ręczna kowalska robota. Ale to już nie praca wielkiego, spoconego kowala z młotem, miechem i w zabrudzonym fartuchu. Nie. To robota dla artysty, bo każda z gałązek jest inna, artystycznie powyginania, jakby wypolerowana. A poza tym trzeba być nie lada mistrzem, by wykuć w bukowym konarze kształt, do złudzenia przypominający niemowlę. Artysta ów, mimo, że duszy ulotnej, nie przestaje być także utylitarystą. Wie, że w koszu mocnych bukowych gałęzi musi znaleźć swoje miejsce, na wcale nie małe gniazdo: myszołów, jastrząb, kruk a nawet orlik, że konar musi być wystarczająco gruby by zmieścić dziuplę dzięcioła, w tym tego największego – czarnego. O tym artysta doskonale wie i świadom jest swej odpowiedzialności, bo jeśli nie będzie buków, gdzież znajdą schronienie te Boże stworzenia?
Buczyna wiosną jest prawie cicha. Szeleści tylko czasem złoto pod raciczkami sarny czy dzika. Niekiedy nierozważne zakracze kruk, ale natychmiast zamilknie, jakby zreflektował się, że swoim głupim krakaniem może zdradzić gniazdo i zaszkodzić własnym potomkom. Jastrząb bezszelestnie, chyłkiem przemknie, bo i tak nikt go tu nie lubi i tylko czyha na jego życie. Czasem tylko rozedrze się sójka, ale ona zawsze drze gębę po próżnicy. Bywa, że w nocy puszczyk na dłużej zmąci swym złowieszczym wrzaskiem leśną ciszę. Trochę ożywienia w wokalną sferę lasu wprowadzają dzięcioły. Jako znani perkusiści prezentują całą gamę dźwięków. Od delikatnego szybkiego bębnienia, które podobne jest do gry na cymbałkach – to dzięciołek, po donośny, wręcz warkot, jakby ktoś zapalał zdezelowany motocykl – to największy z kujonów – dzięcioł czarny.
Buczyna wiosną ma coś z kościelnej liturgii. Jeszcze w Wielkim Poście runo pokrywa się kępkami kwiatów. Ich trójdzielne liście i delikatne płatki nie dają się z niczym pomylić. Rosną w skupieniach, niekiedy przycupnięte przy mocarnym bukowym pniu, jakby szukały oparcia i osłony, którą niezawodnie otrzymują. W innym miejscu pokrywają znaczne przestrzenie nadając im intensywny kolor. To przylaszczki, a kolor ich płatków jest fioletowy jak … ornat w Wielkim Poście. Ale oto noc zmartwychwstania i okres Wielkanocny, czas radości. Kolor ornatu zmienia się na biały. Fioletowe przylaszczki gdzieś giną, a w ich miejsce z martwych (a raczej z korzeni) powstają białe zawilce gajowe, które wkrótce gęsto utkanym ornatem pokryją całe runo lasu. Z czasem jednak i one giną, bo okres wielkanocny nie trwa wiecznie. Pora więc zmienić kolor ornatu na zielono-seledynowe barwy młodych bukowych liści – rozpoczyna się okres zwykły w ciągu roku.
Tekst: Krzysztof Wojciechowski, Biuro ZLPK
Zdjęcia: Krzysztof Wojciechowski i Sylwia Wojciechowska