Szczególnie wiosną, w czasie przedświątecznych przygotowań do Wielkanocy, o zającach mówi się dosyć często. Tego niedużego ssaka z rodziny zającowatych o tej porze roku spotkamy praktycznie wszędzie: w sklepach spożywczych, na reklamach, na okładkach kartek świątecznych, w koszyku wielkanocnym, a także jako ozdoba naszych domów zaraz obok kolorowych jajek. Pozytywny obraz kolorowego, radosnego zajączka, ulubieńca wszystkich dzieci, pochodzący z kultury niemieckiej, utkwił na dobre również w świątecznych obyczajach Polaków.
Gatunek, który w przeszłości przyszedł do nas z azjatyckich stepów, podbijając niemalże całą Europę (z wyjątkiem Półwyspu Iberyjskiego i północnej Skandynawii) rozgościł się obficie wśród polskich łąk i pól uprawnych. Gatunek pospolity, ale czy rzeczywiście tak liczny? W Polsce do połowy lat 70. XX wieku notowano występowanie ponad 3 milionów osobników. Ich liczba była wprost niewyobrażalna! Według danych GUS (wykres) od końca lat 90. do 2011 roku liczebność zająca szaraka wahała się w granicach 500 tysięcy i choć od 2012 roku obserwuje się niewielką tendencję wzrostową – w 2020 r. populacja wynosiła ok. 800 tysięcy, to mimo wszystko daleko nam do stanu sprzed 50 lat.
Co sprawiło, że poczciwy szarak zaczął znikać z naszych pól i łąk? Oczywiście, jak w wielu przypadkach, tak i w tym – składowych problemu jest co najmniej kilka. Jedna z głównych przyczyn to zmiana struktury użytkowania ziemi oraz powierzchni gospodarstw rolnych. W XX wieku produkcja żywności stała się wielkim przemysłem. W słowniku gospodarczym pojęcia takie jak: krajobraz, gleba, zasoby wodne, klimat i bioróżnorodność, zastąpiono słowami: mechanizacja, chemizacja, intensyfikacja. Zaczęto wprowadzać bardziej wydajne uprawy wielkoobszarowe. W Polsce pierwsze tego typu uprawy mieliśmy już w czasach PRL i choć wtedy średnia powierzchnia państwowych gospodarstw rolnych wynosiła ponad 450 ha, były one oazami bioróżnorodności. Nieskuteczne zarządzanie, wyposażenie w niskiej jakości sprzęt i słabo wykwalifikowanych pracowników, zapewniały schronienie i pokarm wielu gatunkom zwierząt. Wstąpienie Polski do Unii Europejskiej przyczyniło się do wzrostu wielkości średniej powierzchni gruntów rolnych.W 2021 roku ta wartość wyniosła 11,20 ha (dane pochodzące z ARiMR). Trzeba przyznać, że jest to dość szybki postęp w porównaniu do czasów PRL i choć dla ekonomisty jest to bardzo pożądane, to dla naszego tytułowego zająca szaraka już nie tak bardzo. Rozwój wielkoobszarowego, zmechanizowanego rolnictwa odbiera tym długo-usznym ssakom ich naturalne siedliska. Dawne pasiaki niewielkich pól uprawnych obfitowały w trawiaste miedze, które stanowiły dla nich kolebkę życia. Oprócz tego nie brakowało maskujących krzewów, a na łąkach rosły soczyste, smakowite trawy - lepsze od tych wybujałych, szybko rosnących na dzisiejszych łąkach uprawnych. Zagrożeniem dla zajęcy stały się również sianokosy, których ofiarami zostają nie tylko niezdolne do obrony młode osobniki, ale i nieodstępujące od nich matki.
Kolejną, bardzo istotną przyczyną jest wprowadzenie w 2002 r. obowiązkowego szczepienia lisów przeciwko wściekliźnie. Choroba ta będąca ważnym czynnikiem regulującym liczebność tych drapieżników została obecnie niemal wyeliminowana, przez co ich liczebność a tym samym zapotrzebowanie na pokarm znacznie wzrosło, zaś 4-5-kilogramowy szarak to kąsek nie do odrzucenia. Nie bez znaczenia jest także kłusownictwo i myślistwo. Jeszcze do niedawna niejednokrotnie wskazywano właśnie zająca jako główny gatunek w stosunku, do którego przekraczano limity odstrzałów. Wszystkie czynniki razem wzięte doprowadziły do tego, że zając szarak nie mogąc stawić czoła szarej rzeczywistości rozwoju cywilizacji, stał się rzadkością na naszych polach.
Tekst: A.Sulima (OZ w Chełmie)
Zdjęcia: K. Wojciechowski (Biuro ZLPK)