„Z owych czasów przemocy wschodu mała garstka bojowników tutaj u nas pozostała i pozwolisz Panie Prezydencie, bym Ci ich przedstawił. Oto najstarszy z nich Michał Węcławik, weteran 63 roku, który brał udział w walkach o wolność ojczyzny”
- skrupulatnie odnotowała „Ziemia Zamojska” nr 27 z 1927 roku, w której zrelacjonowano historyczną wizytę prezydenta Ignacego Mościckiego w jego kraju lat dziecinnych, czyli w Skierbieszowie – sercu dzisiejszego Skierbieszowskiego Parku Krajobrazowego. Ukazał się w niej artykuł pt.: „Jak to było w Skierbieszowie”, w którym zwarto m.in. pełną treść przemówienia ówczesnego radnego ze Skierbieszowa, Pana Leopolda Jezierskiego.
Cofnijmy się jednak w czasy poprzedzające o 90 lat opisywane wydarzenie. Wtedy to bowiem 26 października 1837 roku w Skierbieszowie przyszło na świat dziecko płci męskiej. Dzięki zachowanym w Archiwum Lubelskim materiałom wiemy o tym momencie wiele. Rodzicami jego byli rolnicy ze Skierbieszowa: Mateusz Węcławik, lat 32 i Franciszka z Kropornickich, lat 23. Dziecko ochrzczono jeszcze tego samego dnia nadając mu imię Michał. Rodzicami chrzestnymi byli Józef Pikuła i Franciszka Bożewiczowa. Akt chrztu sporządzony został w Skierbieszowie i podpisany przez administratora skierbieszowskiej parafii ks. Aleksandra Dębickiego. Na koniec zaznaczono „Wspomnieni w akcie pisać nie umieją”…
W momencie wybuchu Powstania Styczniowego Michał nie był już młodzieńcem bowiem w tamtym czasie człowiek w wieku lat 26 był już dorosłym mężczyzną. Powstańczy emisariusze dotarli i do Skierbieszowa. Trudno jednak nazwać entuzjastycznym ich przyjęcie przez skierbieszowskich włościan. Doskonale odczuwający na własnej skórze to czym jest pańszczyzna, która w Skierbieszowie za czasów Dunin-Borkowskich była bardzo uciążliwa, by nie rzec okrutna, chłopi przyjmowali emisariuszy z dużą rezerwa a niekiedy wręcz z obojętnością. Dr Zygmunt Węcławik, krewny Michała Węcławika, autor „Kroniki Skierbieszowa w zapoczątkowaniu” pisze tak: „Po przemówieniach i apelach działaczy powstaniowych, chłopi, jak to mówił nasz dziadek ‘wciągali czapki na głowy i rozchodzili się do domów’. Obawiali się, że w przypadku zwycięstwa powstania narodowego zostaną znowu zapędzeni do pańszczyzny. Podobnie rzecz wyglądała z poborem po wioskach rekruta do oddziałów powstańczych ‘trzeba ich było szukać po stodołach i wyciągać z ukrycia, z siania i słomy’”. Michał wstąpił do partii powstańczej lekarza Rusina z Dubienki doktora Mikołaja Nieczaja. W „Dziejach miejscowości gminy Skierbieszów powiat zamojski” czytamy: „Do tego oddziału formującego się w okolicy Uchań wstąpili także mieszkańcy Skierbieszowa i okolic, a jednym z nich był Michał Węcławik zwany Podsędkiem. Spod Uchań oddział przeszedł pod Izbicę, gdzie stoczył zwycięski bój, a następnie walczył pod Wojsławicami. Tam wspomniany Węcławik został lekko ranny i musiał pozostać w domu, co poniekąd mogło uratować mu życie. Oddział bowiem 17 lutego poniósł pod Rudką pierwszą, a 22 lutego pod Żulinem drugą klęskę, a dowódca wraz z dużą częścią oddziału dostał się do niewoli. Mikołaj Neczaj został 17 marca skazany na karę śmierci, a dwa dni później powieszono go w Krasnymstawie”. Nic nie wiemy o tym, czy spotkały go jakieś represje za udział w walkach z moskalami. Dobry Bóg sprawił jednak, że dane było Michałowi „Podsędkowi” Węcławikowi oglądać odrodzenie Tej, o której wolność walczył prawie 60 lat wcześniej. Zacytujmy znów dra Węcławika: „Po odzyskaniu niepodległości dziadek Michaluś otrzymał od Rządu II Rzeczpospolitej oprócz czapki weterańskiej, którą nosił z dumą, także dośmiertną rentę weterańską. W 1927 roku, podczas wizyty na terenie Zamojszczyzny w Skierbieszowie Prezydenta Mościckiego został on przedstawiony jako ostatni żyjący weteran powstania styczniowego na tym terenie”.
Zachowało się bardzo kiepskie zdjęcie Michała Węcławika w czapce weterańskiej z gwiazdką podporucznika (na pierwsze stopnie oficerskie zostali awansowani wszyscy żyjący weterani powstania, chyba, że w czasie powstania mieli wyższe stopnie). Natomiast warto zwrócić uwagę, że na zdjęciu przedstawiającym prezydenta Mościckiego z mieszkańcami Skierbieszowa, obok prezydenta stoi niski siwy, wąsaty starzec, którym najprawdopodobniej jest właśnie Michał Węcławik. Dziwi jednak nieco, że na tak wielkie wydarzenie nie wdział weterańskiego munduru i czapki. Możliwe zresztą, że to nie on a któryś z innych zasłużonych patriotów. A przedstawiono prezydentowi owego pamiętnego dnia 19 czerwca 1927 roku także Jana Klimczuka „unitę, co cierpiał więzienie za polskość i wiarę”, Jana Podolaka „który roznosił gazety i książki zakazane” i Stanisława Skowrońskiego „co stale domagał się sprawiedliwości u cara i za to był więziony”. Wątpliwości tej nie rozwiewa także w swej „Autobiografii” sam prezydent Mościcki, któremu podczas wizyty Skierbieszowie zapadła w pamięć przede wszystkim serdeczność miejscowej ludności: „Podczas wyjścia z kościoła starsi ludzie pamiętający jeszcze młodość moją otoczyli mię kołem i przypominali dawne czasy. Znali dobrze moje przeżycia i późniejsze dzieje długich lat emigracji. Musiało coś do nich przeniknąć o moich głębokich uczuciach do ludu wiejskiego, bo inaczej trudno byłoby zrozumieć tak liczny zjazd i taką serdeczność. Z przed kościoła poszedłem wraz z wielotysięcznym tłumem na odległy cmentarz. Ludność przystanęła przed jego bramą, by towarzyszyć mi znowu w drodze powrotnej do plebanii.”
Michał Węcławik „Podsędek” dożył sędziwego wieku. Zmarł mając lat 96, w 1933 roku. Został pochowany w rodzinnym grobie na cmentarzu parafialnym w Skierbieszowie. Grób ten zachował się u nas do dziś.
tekst: Krzysztof Wojciechowski, Biuro ZLPK
zdjęcia: Joanna Mazurek
Galeria zdjęć do artykułu o weteranie powstania styczniowego Michale Węcławiku "Podsędku" ze Skierbieszowa