Przeskocz do treści Przeskocz do menu

O zachowaniu się w lokalu gastronomicznym

  • 25-01-2017

W pierwszej kolejności powiesiliśmy na gałęziach siateczki z kulami z łoju z zatopionymi w nich ziarnami. Tak jak przypuszczaliśmy zainteresowały się nimi sikory, głównie bogatki. Znane i popularne ptaszki, jest ich sporo, lubią towarzystwo ludzi, są też sprawnymi akrobatami i nie przeszkadza im, że stół z obiadem się chwieje. Jednak inne gatunki ptaków nie wykazywały taką formą posiłku żadnego zainteresowania. W związku z tym w naszym ogródku pojawiła się specjalna butelka-dozownik wypełniona m.in. ziarnami słonecznika, kukurydzy i pszenicy. O, teraz to dopiero się zaczęło! Sikory dały sobie spokój z dyndającymi kulami i hejże zaczęły okupować butelkę. Początkowo cały lokal gastronomiczny był tylko do ich dyspozycji. Grzecznie ustawiały się kolejce (jak twierdzą specjaliści zgodnie z hierarchią panującą w stadzie) i każda miała możliwość spokojnej konsumpcji. Nie trwało to jednak długo. Wieść o fajnym lokalu rozeszła się po okolicy i nie wiadomo skąd zleciała się cała banda (tak, tak, właśnie banda) dzwońców. Dzwońce to ptaki z rodziny łuszczaków, a więc szczególni smakosze nasion i ziaren. Jak się pojawiły to się dopiero zaczęło dziać: kłótnie, awantury, przepychanki, jeden drugiemu grozi, ktoś kogoś goni. Żadnego porządku! Nie ma tak, że jak już jestem przy barze to poczęstuję się i ustąpię kolejnemu. Co to to nie - będę jadł dopóki mnie nie przegonią. A co z sikorkami w tym całym zamieszaniu? Jednak dobrze być sprytnym, bo gdzie dwóch dzwońców się kłóci tam sikora skorzysta. Bogatki, ale i zdarzały się i pojedyncze modraszki, zastosowały taktykę zamawiania posiłków na wynos, czyli wykorzystywały każda sposobność aby podebrać jakieś ziarenko, szybko odlecieć, po czym rozłupać je i zjeść gdzieś nieopodal. Kto wie czy nie wychodziły na tym lepiej niż ciągle awanturujące się dzwońce? Jednak z czasem w lokalu pokazał się jeszcze jeden łuszczak. Przylatuje zwykle w pojedynkę, grzeczny, spokojny, dobrze wychowany, ale i budzący szacunek swoimi gabarytami. To grubodziób. I ta nazwa bardzo do niego pasuje – ozdobą grubodzioba jest potężny dziób mocny jak kombinerki, osadzony na solidnych mięśniach, potrafiący rozłupać nawet pestkę śliwki. Najwyraźniej budzi też rezon wśród dzwońców. Te, zdecydowanie ustąpiły pola jak tylko grubodziób stanął przy barze. I tylko sikorki nadal brały na wynos, na co grubodziób zgadzał się z pobłażliwością i spokojem. A gdzieś na obrzeżach tego całego zamieszania pojawił się też gil. Ale gil rozejrzał się tylko i odleciał na okoliczne krzewy dzikiego bzu, omijając awanturę szerokim łukiem.

I tak oto zimowy karmnik okazał się fantastycznym miejscem do poznawania ptasich charakterów.

Tekst i zdjęcia: Michał Zieliński ZLPK OZ Lubartów