Przeskocz do treści Przeskocz do menu

Przedpołudnie 12 czerwca br. cechowało się w Lublinie paskudną pogodą. Z ciężkich, ciemnych i nisko przewalających się chmur spływały strugi pożądanego skądinąd deszczu. Jednak nie dla mnie, nie w tym dniu i w innym miejscu, ponieważ we wtorek właśnie zaplanowaliśmy zajęcia terenowe z uczniami Zespołu Szkół im. Kajetana hr. Kickiego w Sobieszynie. A tymczasem internetowe prognozy dla doliny dolnego Wieprza były niemal równie bezlitosne jak dla Lublina. Jednak „słowo się rzekło”. Podróż do Sobieszyna mimo wszystko napawała optymizmem. Tuż za rogatkami Lublina deszcz wyraźnie stracił rezon, na wysokości Kurowa stał się jeszcze bardziej „nieśmiały”, w Żyrzynie siał już drobnymi kropelkami jak ksiądz kropidłem …pod koniec ceremonii świecenia pokarmów, zaś w samym Sobieszynie jedynie ciemne chmury trzymały w „rewolucyjnej czujności” przed możliwymi opadami. W dawnym majątku hrabiego ekscentryka i marzyciela czekał na mnie niebyt może liczny, ale za to dobrze wyekwipowany i zmotywowany oddział ochotników – uczniów klas mundurowych ZS im. Kajetana hr. Kickiego, pod dowództwem miejscowego ciała pedagogicznego na czele z Panem Wojciechem Niedziółką. Po krótkiej prezentacji siebie i … lubelskich parków krajobrazowych ruszyliśmy w … park, początkowo, a następnie w sąsiadujący z nim las w dolinie rzeczki o jakże sympatycznej (lub jak kto woli - „chorobowej”) nazwie Świnka. Na marginesie to już druga Świnka (po Śwince przepływającej przez Łęczną), która wpada do Wieprza, ale każdy, kto zna biologię wieprzy i świnek wie … że może ich być nawet więcej. Sobieszyński park pełen starych drzew przywitał nas nieco przytłumionym z uwagi na pogodę, ale i tak donośnym chórem drobnych śpiewaków. Przy pomocy lornetek, w które wyposażeni byli uczniowie, a przede wszystkim … własnych uszu, rozpoczęliśmy czytanie przyrody. Z licznych dźwięków dochodzących zewsząd wyłowiliśmy kilka głosów samczyków najpospolitszych krajowych ptaków – zięb. Z wysokiego dęby dochodził głos samca pleszki. Jak przystało na deszczowy czas wołała wilga, ostrym, czystym i krótkim śpiewem dawał o sobie znać czarnołbisty samiec kapturki, donośnie śpiewał nie mniej czarny na całym ciele samiec kosa? W całym tym chórze stosunkowo cicho i jakby wstydliwie odzywał się nasz polski tukan – grubodziób. Jednak nie tylko „ku niebiosom” wznosiliśmy swój wzrok. Opuszczając go na naszą żywicielkę poznawaliśmy jej płody: babkę, co wspomaga działanie bandaża, glistnika, co dobry jest na kurzajki, pokrzywę, z której sałatkę można przyrządzić czy lipę, z której herbatkę można zaparzyć zaś jej pąki smakują jak … banany, robinię akacjową, której kwiaty można dla odmiany smażyć, czarny bez, z którego kwiatów przygotowuje się syrop i łopian, z którego korzenia przygotować można nieco mocniejszy „syrop”, czyli piwo. W poznawaniu tych pożytecznych a jakże w gruncie rzeczy mało znanych dóbr natury pomagał nam doskonały przewodnik Łukasza Łuczaja „Dzikie rośliny jadalne Polski”.

Po drodze nad stawy przeszliśmy przez piaszczyste wydmy, na których młodzież ćwiczy swą tężyznę fizyczną na zajęciach w terenie. Ujrzeliśmy tam istny „żółwi holokaust”, co najmniej kilka komór gniazdowych żółwi błotnych, które żyją na pobliskich stawach, było kompletnie rozkopanych a lęgi zniszczone. Straty w lęgach sięgały zapewne 100% sądząc po rozwleczonych po całym terenie skorupkach jajek. Straszny ten widok zmotywował nas do podjęcia mocnego postanowienia, że „Tak dalej być nie może”, które to postanowienie mamy nadzieję wraz z sobieszyńską młodzieżą wcielić w życie w przyszłym roku. Więcej jednak nie napiszę, by jak mówią: „nie zapeszyć”. Szczęściem jednak prócz żółwiego „Ot i nastał koniec na samym początku” (jakby to zapewne określiła babcia Pawlaczka), znaleźliśmy na wydmach również coś pozytywnego: błękitne kwiaty jasieńca piaskowego i zdobne w żółte i pomarańczowe kwiaty kocanki piaskowe – roślinę częściowo chronioną.

Z suchych piasków udaliśmy się w znacznie bardziej uwodnione środowisko. A przedsmak mieliśmy już na wydmach słuchając dochodzącego od strony stawów ni to ryczenia krowy ni to dmuchania w pustą butelkę. Starzy ornitolodzy i ci, którzy w dzieciństwie (lub dorosłości) oglądali bajkę „Przygód kilka wróbla Ćwirka” wiedzą, że nie krowa to a czapla bąkiem zwana. Teraz wiedzą to także uczniowie z Sobieszyna. Stawy przywitały nas śnieżnobiałymi kwiatami kielisznika i typowym w tym okresie roku ptasim gwarem. Nad taflą wody śmigały jaskółkopodobne rybitwy i nieco bardziej ociężałe śmieszki, nad trzcinowiskiem cyrkulował Circus, czyli błotniak stawowy (niewątpliwie gniazduje na stawach przynajmniej jedna rodzinka tych pięknych drapieżników, widzieliśmy, bowiem popielatoskrzydłego samca i czekoladopiórą samicę), wyżej jeszcze, ponad stawami i lasem przeleciał drapieżnik, który, po bliższym przyjrzeniu się w domowym zaciszu jego fotografii, okazał się być nie pospolitym myszołowem a znacznie rzadszym odeń koneserem błonkoskrzydłych czyli pszczołojadem. Błękitną toń stawu pruł za to najcięższy z naszych ptaków – łabędź, niesłusznie zwany niemym. Tu także nie brakło roślin, które warto byłoby skosztować, jak i takich, od których lepiej trzymać z daleka swój układ pokarmowy. Do tych ostatnich należał szalej, cykutą niegdyś zwany, który w dawnych czasach ułatwiał szybkie, ale nie bezbolesne porzucenie tego ziemskiego padołu. Znacznie bardziej lubiany jest - co poniekąd zrozumiałe – chmiel zwyczajny, którego goryczka odpowiednio przyrządzona ułatwia, co najwyżej porzucenie na jakiś czas … trzeźwości. Na stawach zobaczyliśmy także kuzyna rośliny, która doskonale smakuje w połączeniu ze … schabowym, czyli ziemniaka. A mowa tu o delikatnej psiance słodkogórz o fioletowych kwiatach i czerwonych owockach. Zachwycały nas wielkie „łany” osoki aloesowatej, o których właściwościach pokarmowych dla ludzi wiadomo niewiele. Natomiast bywała używana, jako pokarm dla zwierząt i jako nawóz.

Ze stawów znów weszliśmy w las, tym razem na lewym brzegu (czy jak kto woli: boku) Świnki. Las mieszany z dębami, których liście mogą przyspieszać trawienie, a spożyte w większej ilości – nawet bardzo …, sosnami, których młode pędy są doskonałym surowcem na syropy oraz brzozami, które zwłaszcza wiosną są źródłem smacznej i bogatej w mikroelementy oskoły, czyli brzozowego soku. Na okrajce lasu przywitał nas zaś przerośnięty dmuchawiec – kozibród łąkowy.

I tak nie specjalnie zwracają uwagę na płynący czas upłynęły prawie … 4 godziny, choć oddaliliśmy się od szkoły na odległość nie większą niż 3 km. Dowodzi to faktu, że przyroda jest tak fascynująca, że nawet na tak niewielkim obszarze jej poznawanie może skutecznie i pożytecznie zająć czas. Zaś drugi wniosek jest taki, że okolice Sobieszyna i w ogóle dolina dolnego Wieprza to obszar o olbrzymim potencjale przyrodniczym, wciąż jeszcze za mało wykorzystywanym dla edukacji i zrównoważonego rozwoju tych terenów. Będziemy robić wszystko by przynajmniej w tej pierwszej dziedzinie sytuacja zmieniała się na lepsze.

Jak wspomniano wcześniej, pogoda w dniu zajęć nas nie rozpieszczała? Nad Sobieszynem i doliną dolnego Wieprza przewalały się ciemne chmury z rzadka jedynie ustępując miejsca słonecznym promieniom, a częściej „strasząc” drobnym deszczykiem z „obietnicą” czegoś grubszego. Nie zraziło nas to jednak i ponad 4 godziny zajęć spędziliśmy owocnie w terenie. Zaś na koniec mogliśmy sobie powiedzieć jak Pan Zagłoba ujrzawszy idącą odsiecz: „Bóg narodził męstwo!”. Ową nagrodą była także wiedza, którą uczniowie zdobyli podczas warsztatów, była cała moc wrażeń związanych z obserwowaniem przyrody, zaś dla prowadzącego było to bez wątpienia owocne doświadczenie, na gruncie, którego zrodziły się nowe idee i pomysły na dalszą współpracę.

Inicjatorem zajęć był Pan Wojciech Niedziółka – nauczyciel … historii w ZS im. Kajetana hr. Kickiego, człowiek, którego zainteresowania i zaangażowanie wykracza znacznie poza tematy historyczne. Pragnę serdecznie podziękować Panu Wojciechowi za zaangażowanie i przygotowanie uczniów do zajęć. Wierzymy, że to początek dobrej współpracy ZLPK i ZS im. Kajetana hr. Kickiego.

Z fotografiami z zajęć terenowych oraz wrażeniami uczestników można się zapoznać na stronie Zespołu Szkół im. Kajetana hr. Kickiego w Sobieszynie: http://sobieszynbrzozowa.pl/jak-czytac-przyrode/

Tekst: Krzysztof Wojciechowski, Biuro ZLPK

Foto: Wojciech Niedziółka, Zespół Szkół im. Kajetana hr. Kickiego w Sobieszynie