Dalej zaś dodawał: „… w Polsce jest wszędzie ptakiem pospolitym i znanym. Żyje na nizinach i w górach we wszystkich lasach, obojętnie czy są rozległe i zwarte czy też małe iprzerzedzone… Ostatnio coraz częściej zakłada gniazda na drzewach alejowych, w parkach miejskich, a nawet na pojedynczych drzewach wśród osiedli.” Dowód na prawdziwość tego ostatniego stwierdzenia możemy ujrzeć wyglądając z okna sekretariatu biura Zespołu Lubelskich Parków Krajobrazowych. Para grzywaczy zakłada właśnie gniazdo na świerku rosnącym obok budynku, w którym mieści się nasze biuro. Co prawda ukryła je tak dobrze, że niełatwo jest wypatrzeć siedzącego w gałęziach ptaka, jednak właśnie owa biała grzywa zdradza jego obecność.
W zasadzie jednak dziś już widok grzywacza, czy nawet większej ich grupy, żerującej gdzieś na trawniku w centrum miasta jest czymś zupełnie naturalnym. Ba, nawet gniazdo na samotnym drzewie pośród bloków nie dziwi. Jednak nie zawsze tak było. Nestor polskiej ornitologii, urodzony w miejscowości Jabłonna na terenie obecnego Czerniejowskiego Obszaru Chronionego Krajobrazu, Władysław Taczanowski, w swoich słynnym dziele „Ptaki krajowe” wydanym w 1882 roku, pisał o grzywaczach tak: „Niekiedy w okolicach w lasy uboższych osiedlają się pojedyncze pary na czas lęgowy w ogrodach, i tuż przy mieszkaniach ludzkich zakładają gniazdo na drzewach, czasem dość nisko, lecz zwykle dobrze w gałęziach ukryte. Przez ten czas jednak tajemniczo się zachowują i są zawsze ostrożne; nigdy u nas nie przychodzą do takiej poufałości jak np. w Paryżu, gdzie po ogrodach, wśród miasta położonych i bardzo przez całe dnie ludnych, grzywacze przez cały rok przebywają, siadają bezpiecznie po drzewach, częstokroć bardzo nisko, i wcale nie zważają na kręcących się ciągle ludzi, i na wrzawę wielkiego miasta.” Gniazdo w sąsiedztwie naszego biura z pewnością należy do tych „dobrze w gałęziach ukrytych” jednak nie przeszkadza to jego mieszkańcom paradować z iście „paryską poufałością” po gałęziach czy chodniku nic sobie nie robiąc z „wrzawy wielkiego miasta”.
Warto napisać słów kilka o jego lokatorze, bo samo gniazdo, jak to u gołębi bywa, jest po prostu stertką gałązek zda się w zupełnym nieładzie zrzuconych. Jak wspomniano grzywacz jest największym z naszych dzikich gołębi. Ma długość ponad 40 cm, rozpiętość skrzydeł ponad 70 cm i waży około pół kilograma. Prócz wspomnianej białej grzywy wyróżniają go białe pręgi na skrzydłach szczególnie dobrze widoczne podczas lotu. U ptaków siedzący lub chodzących rzucają się w oczy czerwone nogi i dziób. W zasadzie jest wegetarianinem, ale nie fanatykiem. Podstawę jego pożywienia stanowi, co prawda pokarm roślinny, przy czym nawet tak „egzotyczny” jak bukiew, żołędzie czy pąki ziarnopłony wiosennego, ale jak trzeba to nie pogardzi stonką ziemniaczaną jak i … małymi ślimakami, które zjada wraz z muszlą.
Grzywacze zasadniczo u nas nie zimują, (choć w ostatnie łagodne zimy różnie z tym bywało) ale odlatują w październiku nieco na południe w okolice basenu Morza Śródziemnego. Wracają w kwietniu albo i wcześniej. Odzywają się charakterystycznym gołębim głosem i nie mniej charakterystycznie tokują fruwając „po sinusoidzie” „klaskając” skrzydłami. Małżeńska para, jak już wspomniano, nie dba za bardzo o swoje „M”, gniazdo grzywacza jest wyrazem minimalizmu formy. Jego wielkość i solidność jest taka tylko by utrzymała zwykle dwa jaja i wyklute z nich pisklęta. Często zresztą i to się nie udaje, bo bywa, że młode, zwłaszcza w czasie burz czy porywistych wiatrów, wypadają z gniazda. Wysiadywanie trwa około dwóch tygodni. Po upływie tego czasu w gnieździe pojawia się jedno lub dwa „słodkie maleństwa” tak brzydkie, że kochane chyba tylko przez rodziców. W całej ich osobliwej urodzie charakterystyczny jest dziób, który wspomniany profesor Sokołowski opisuje, jako „duży, czarny, jak gdyby z gumy zrobiony”. Młode zostają „w domu” nawet do czterech tygodni. W tym czasie rodzice karmią je „ptasim mleczkiem” z wola, co jest zjawiskiem wielce widowiskowym. Młode wkładają wówczas całą głowę do gardła rodzica; całość wygląda tak jakby rodzic chciał połknąć swego przerośniętego potomka. Grzywacz wyprowadza 2 a niekiedy nawet 3 lęgi i zdąży wyrobić się z tym do września czy początku października, kiedy odlatuje na południe.
Grzywacz, razem z trzydziestu innymi gatunkami, znalazł się na liście zwierząt łownych. Jednakmimo, że jest największym z naszych gołębi nie stanowi dla myśliwego pokaźnej zdobyczy, bo choć waży bez mała pół kilograma, to samej „tuszy” zostaje znacznie mniej. Zresztą znacznie więcej pożytku niż zjadanie tego pięknego ptaka daje możliwość obserwowania go, zwłaszcza w tak ubogim w przyrodę środowisku jak ekosystem miejski.
Nie wiemy, czy naszym „biurowym” grzywaczom uda się dokończyć budowę gniazda iwyprowadzić młode. W roku ubiegłym również podejmowały taką próbę, ale skończyła się niepowodzeniem. Mamy nadzieję, i z całego serca im życzymy tego, by w bieżącym roku było lepiej.
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Wojciechowski, Biuro ZLPK