Przeskocz do treści Przeskocz do menu

Samotna, stara lipa rosnąca w polu koło miejscowości Lejno na terenie Poleskiego Parku Krajobrazowego jest jedynym świadkiem tego, że kiedyś stał tu dwór. I to nie byle jaki.

 

Poleski Park Krajobrazowy, jeden z najmniejszych naszych parków, nie obfituje w zabytki, jednak jest to ziemia brzemienna wydarzeniami historycznymi. W zachodniej jego enklawie położona jest wieś Lejno. Zabagnione łąki nazywane przez miejscowych Naddatki są nawet od lat projektowanym rezerwatem. To niedaleko nich stał dwór, którego właścicielem był Józef Seweryn Liniewski. Ojciec Józefa – January Liniewski – odziedziczył go w 1822 roku, kiedy Józef miał 8 lat, urodził się bowiem w Warszawie w 1814 roku. Rodzina Liniewskich do tego czasu pomieszkiwała w różnych miejscach: w Kazimierzu Dolnym, gdzie Józef spędził część swojego dzieciństwa, w Boiskach koło Opola Lubelskiego i w Grabówce koło Kraśnika, gdzie Pan January był oficjalistą dworskim.

Od najmłodszych lat Józef Seweryn wychowywany był w duchu patriotycznym i szacunku dla drugiego człowieka. Była to zasługa obojga rodziców. Zachowała się opowieść, w której za uderzenie biczykiem furmana matka, Małgorzata Helena z Osuchowskich, nakazała mu przeprosić go i ucałować w rękę i ubłocone nogi. Nie dziwi zatem fakt, że tak wychowany młodzian, kiedy wybuchło Powstanie Listopadowe, sam zgłosił na ochotnika do polskiego jeszcze wtedy wojska, mimo, że miał ledwie 17 lat. Został zresztą wyekwipowany, uzbrojony i wyprawiony przez ojca. W czasie powstania walczył jako podoficer w 9 pułku ułanów, zaś po powstaniu musiał uciekać za granicę austriacką. Władze pozwoliły mu jednak wrócić i bez konsekwencji mógł osiedlić się w rodzinnych stronach. Tutaj w Lejnie począł gospodarować na ojcowiźnie. Niedługo potem spotkał swoją miłość – Józefę z Bogdanowiczów, córkę właściciela sąsiedniego majątku Nadrybie. Józefa w istocie okazała się tą biblijną „niewiastą dzielną”, której „wartość przewyższa perły”. Miała okazję dowieść tego w czasach, które miały dopiero nadejść. Właściciel Lejna włączył się bowiem w działania Towarzystwa Rolniczego w Królestwie Polskim a następnie także w przedpowstaniową działalność konspiracyjną, którą organizował wraz z właścicielami sąsiednich majątków. Już w okresie przed powstaniem brał udział w manifestacjach patriotyczno-religijnych, których i sam był współorganizatorem w Sosnowicy i Lejnie. Uczestniczył także w słynnej wielotysięcznej manifestacji w Horodle w 1861 roku. W okresie powstanie styczniowego Liniewski był pomocnikiem naczelnika powiatu włodawskiego w Administracji Rządu Narodowego. To w jego dworze mieściła się oficjalnie stacja pocztowa nr 15, a tak naprawdę był to konspiracyjny, powstańczy punkt pocztowy. W gościnnym dworze w Lejnie po potyczce pod Sosnowicą kurował się z ran legendarny ks. Stanisław Brzóska. Tutaj przebywali powstańcy z oddziałów Łaskiego, Janowskiego i Zielińskiego. Dwór w Lejnie oraz postacie jego gospodarzy przewijają się stale w opisach historii Powstania Styczniowego na Polesiu. Często byli wręcz w „oku cyklonu” jak wówczas kiedy powstańcy ścierali się z moskalami pod Urszulinem, Andrzejowem, Kaniwolą, Sosnowicą.

Warto podkreślić, że wielką patriotką była także małżonka Liniewskiego – Józefa z Bogdanowiczów Liniewska. Nie mogło być jednak inaczej, bowiem to jej braćmi (młodszymi) byli: Kazimierz Bogdanowicz – dowódca oddziałów powstańczych stracony w Lublinie i Jan Bogdanowicz – zastępca członka Komitetu Centralnego Narodowego, sybirak. Józefa była członkinią włodawskiego Komitetu Damskiego, który zbierał fundusze na potrzeby powstania. Z uwagi na rolę jaką w powstaniu pełnił dwór jej męża, Józefa, jak wszystkie „damy w czarnych sukienkach” robiła wszystko co wówczas było powstańcom potrzebne od opatrywania rannych poprzez zaopatrywanie w medykamenty, odzież, przechowywanie i ukrywanie powstańców itd.

Jednak mimo tak wielkich poświęceń powstanie upadło. Ale i po jego upadku gospodarz z Lejna nadal wierny był swoim patriotycznym przekonaniom. Najprawdopodobniej to z jego inicjatywy na cmentarzu w Lejnie postawiono krzyż z tabliczką ku czci jego szwagrów-powstańców: Kazimierza i Jana Bogdanowiczów. Nie ugiął się przed nową władzą, nawet wtedy kiedy nakazano mu ją zdjąć i donieść, który ksiądz ośmielił się poświecić ów krzyż. Jednak trudne popowstaniowe warunki zmusiły Liniewskiego w konsekwencji do sprzedania Lejna i przeniesienia się do córki do Lublina. Pisał: „Tak się smutno skończył mój zawód, tak poszła moja tyloletnia praca. Pożegnałem progi, które mnie tyle lat, bo 70, do siebie tuliły, pożegnałem prochy Ojca, Matki, Siostry, Babki, dwojga dzieci i wziąwszy garść ziemi z Lina stanąłem na bruku lubelskim i tu z żoną żyjemy na łasce dobrych dzieci”. Jednak pytany przez córkę czy było warto odpowiedział, że jeśli byłaby potrzeba uczyniłby to wszystko raz jeszcze. W Lublinie m.in. spisał swoje wspomnienia oraz pozostawił po sobie opis porównawczy Lublina z lat 1822 i 1889. Zmarł w Kozim Grodzie w 1892 roku. Tutaj właśnie, na cmentarzu przy ul. Lipowej został pochowany. Jego dzielna małżonka przeżyła go o trzy dekady by już w wolnej Polsce spocząć obok niego w jednym grobie.

 

Dziś po majątku w Lejnie prawie nie ma już śladu. Rośnie co prawda kilka starych lip, które niechybnie musiały być częścią starego parku dworskiego. Obok znajduje się cerkwisko – miejsce po cerkwi zburzonej w czasie haniebnej akcji rewindykacyjnej w 1938 roku. Z całej cerkwi pozostał tam jedynie fragment filaru. Gdzieś na tym cerkwisku został pochowany powstaniec styczniowy. Gdzie – nikt już nie pamięta, choć grób jego oznaczony był kamieniem. Moje poszukiwania przed 6 laty nie przyniosły efektu – żadnego kamienia poza resztkami filaru nie znalazłem. Mimo to postawiliśmy z przyjaciółmi prowizoryczny krzyż, by przypominał odwiedzającym to miejsce, że gdzieś tutaj spoczywa jeszcze jeden patriota.

 

Idąc do pracy, lub wracając z niej, często zachodzę „do Liniewskiego”. Grób jego będący od lat w opłakanym stanie znajduje się w południowo-wschodniej części cmentarza na Lipowej, tuż przy alei. Krzyż kamienny spadł z cokołu już dawno, odbijając też część napisu. Sam grób ma też poobijane narożniki i popękany tynk, którego płaty odpadły odeń. Smutny widok. W przeddzień nocy styczniowej palę na grobie patrioty znicz i zostawiam flagę narodową, i myślę sobie, że nie jest dobrze z naszym patriotyzmem, skoro pozwalamy by miejsce pochówki ludzi, którzy oddali wszystko dla tego, by ojczyzna nasza byłą wolną, znajdowało się w takim okropnym stanie …

 

Tekst: Krzysztof Wojciechowski, Biuro ZLPK,

Zdjęcia: Krzysztof Wojciechowski, Biuro ZLPK i Sylwia Wojciechowska